Robert zdjął ręce z kierownicy i ponownie zerknął na telefon. Była siódma pięćdziesiąt dwa.
– Gdybyś nie siedziała tyle w kiblu…
Weronika przerwała pisanie na Facebook’u i zmierzyła brata wzrokiem zabójcy.
– Moja wina, że obudziłeś mnie o siódmej trzydzieści?
Robert z dezaprobatą spojrzał na siostrę.
– A ile ty masz lat? Czternaście, czy siedem?
Weronika mruknęła pod nosem niecenzuralne słowo i z
powrotem skupiła uwagę na telefonie.
Światło zmieniło się na zielone.
– Jak rodzice wrócą, zapomnij o podwózkach do szkoły.
– Robert podkreślił zdanie, gwałtownie ruszając.
Weronika wbiła się w fotel, omal nie upuszczając bezcennego dla niej smartfonu.
– Debil…
Robert ścisnął mocniej kierownicę, z trudem powstrzymując
się przed ripostą. Za jakie grzechy musiał niańczyć tę gówniarę? Łączyło ich
tylko nazwisko oraz kolor włosów, choć i ten siostra zmieniła na
smolisto-czarny niczym jej dusza.
Gdy nastolatkowie dotarli do skrzyżowania z ulicą
Hallera, przyczyna porannego korku stała się jasna. Na prawym pasie stały dwa
auta, które zaliczyły stłuczkę. Znajdująca się obok karetka i radiowóz policji
sugerowały jednak poważniejszy incydent.
Robert skręcił w lewo, czując na plecach ciarki. Mógłby
przysiąc, że kątem oka zauważył czarne worki. Zerknął na siostrę.
Weronika wpatrywała się w wyświetlacz telefonu,
uśmiechnięta bardziej niż mysz do sera. Tylko koniec świata mógłby oderwać siostrę
od Facebook’a, choć i tego Robert nie był pewien.
Kilka minut później rodzeństwo zatrzymało się przy Gimnazjum
nr 5. Ten ceglany, piętrowy budynek cieszył się dobrymi opiniami nawet u konserwatywnych
rodziców, lecz stojąca na rogu grupka palących nastolatków nadszarpywała
reputację szkoły.
– Będę po
czternastej trzydzieści. – Robert zmierzył podejrzane towarzystwo. Wszyscy byli
ubrani na czarno i wyglądali jakby urwali się z koncertu Marylin Mansona.
– Nie
musisz. Dziś też wrócę późno. – Weronka wzięła torebkę, która pasowała do
gotyckiego stylu dziewczyny i szybko wyszła z auta.
– Nie mów,
że to z nimi się szlajasz po… – Robert drgnął, gdy siostra trzasnęła drzwiami.
Stary volkswagen nie zasługiwał na takie traktowanie. – Jeszcze dwa dni… –
Chłopak westchnął, żałując, że był bratem tej emo-niewdzięcznicy. Że też ojcu
nie udało się zrobić drugiego syna.
Robert
ostatni raz spojrzał na dziwnych znajomych Weroniki, po czym ruszył w stronę
swojego liceum. Właśnie zamierzał wjechać na rondo, gdy przed nosem śmignął mu
samochód.
Chłopak
wdepnął hamulec, o włos unikając zderzenia.
– No kurwa!
– Uderzył w klakson, lecz srebrna skoda była już daleko.
Robert odetchnął
głęboko, jeszcze raz dokładnie się rozglądając. Nie wybaczyłby sobie nawet rysy
na ukochanym Złomku.
Kilka minut
później chłopak zatrzymał się na niewielkim, szkolnym parkingu. Spostrzegł, że
dzisiaj było wyjątkowo pusto i choć raz nie musiał szukać miejsca. Zerknął na
telefon.
Zostały
tylko dwie minuty do zajęć z Rekinowską!
Robert
chwycił plecak i chciał już zamknąć drzwi, lecz Złomek postanowił na swój
sposób uczcić pierwszego kwietnia.
– I ty,
Brutusie? – Chłopak bezskutecznie próbował przekręcić zamek.
Siłując się
przez kilka sekund z mechanizmem, Robert nie zauważył, że ktoś się do niego
zbliżał.
– Cześć, Robert.
Nie musisz się spieszyć.
Chłopak na
końcu świata poznałby ten irytujący głos.
– Cześć…
Wojtek. – Odwrócił się, zmuszając do spojrzenia na kolegę. Był niski i chudy, a
na jego nosie spoczywały duże okulary o grubych szkłach, zakrywające małe,
sprytne oczka, które nie wzbudzały sympatii.
– Dlaczego
nie muszę się spieszyć?
Chłopak
zauważył, że Wojtek był bardziej blady niż zwykle.
– Pani
Rekinowska jest chora i nie będzie pierwszych zajęć – oznajmił, mierząc Roberta
swym przebiegłym wzrokiem. – Ale pozostałe są. Napisałem też post na grupie,
ale jak kogoś spotkasz, to przekaż. A, i nie jest to żart na Prima aprilis –
dodał znudzonym głosem.
– Spoko,
przekażę. – Robert nie śmiałby podejrzewać przewodniczącego klasy o poczucie
humoru.
– I jakby
ktoś pytał, to nie uciekłem z lekcji. Źle się czuję i idę do lekarza.
– Spoko.
Wojtek z
kamienną twarzą omiótł wzrokiem kolegę, po czym opuścił teren szkoły.
Robert
odetchnął z ulgą. Ostatnie czego chciał, to podpaść Rekinowskiej. Nawet Złomek odpuścił
i chłopakowi w końcu udało się przekręcić zamek. Złośliwość rzeczy martwych
jednak miała swoje granice.
Robert
wszedł do szkoły i zaraz przy drzwiach omal nie zderzył się z Sandrą.
– O, siema…
wiesz, że nie mamy matmy? Zajebiście, nie?! – Dziewczyna klasnęła, niemal
piszcząc.
– Ta, wiem…
ale ty lubisz matmę.
Sandra wywróciła
oczami i zbliżyła się, jakby miała zdradzić wielką tajemnicę.
– Nikt nie
musi o tym wiedzieć, okej?
Robert
chciał powiedzieć, że wszyscy o tym wiedzieli, ale dziewczyna szybko zmieniła
temat.
– Idziesz
do sklepu? Trzeba to opić… – dodała ciszej.
– Nieźle,
ale próbuj dalej.
Sandra
westchnęła.
– Szybciej
namówię na piwo trupa niż ciebie.
Robert
uniósł brwi.
– Przecież
piłem na mojej osiemnastce.
– Ta,
wszyscy wiedzieli, że to była woda.
– Nie… skąd
taki pomysł?
Spojrzenie
koleżanki upewniło chłopaka, że sztuczka z podmianą wódki jednak nie przeszła
niezauważona.
– Dobra, to
ja lecę po desperadosika, pa! – Dziewczyna tanecznym krokiem wyszła ze szkoły,
zostawiając Roberta z pytaniem, które dręczyło go od prawie dwóch lat: co ona
brała i kto to sprzedawał?
Gdy chłopak
szedł w kierunku biblioteki, zauważył, że pod salą od historii nadal stali
uczniowie. Minęły dopiero cztery minuty od rozpoczęcia lekcji, lecz pan Obieski
zawsze przychodził wcześniej.
Robert
poczuł, że coś było nie tak. Najpierw Rekinowska, teraz Obieski. Na dodatek ten
pusty parking i wypadek na Hallera. Może wieczorem pojawi się w wiadomościach
jakiś alert o epidemii grypy lub o czymś podobnym?
Robert
nacisnął klamkę drzwi od biblioteki. Napotkał opór. Pani Książeckiej też nie
było? To już przesada!
Chłopak
rozejrzał się, zastanawiając, gdzie w takim razie podziała się reszta klasy? Część
pewnie poszła w ślady Sandry, ale większość
udałaby się do czytelni, by douczyć się na sprawdzian. Istniała jeszcze jedna
możliwość.
Robert wszedł
na pierwsze piętro i zauważył znajome osoby, które siedziały pod salą od
geografii, lecz było ich znacznie mniej niż powinno.
Pati i
Paula jak zwykle plotkowały, tylko od czasu do czasu zerkając w książkę.
– Hej,
gdzie są wszyscy? – spytał Robert, daremnie szukając wzrokiem reszty klasy. –
Wiem, że nie ma matmy, ale chyba nikt się nie urwał, nie?
– Nie mam
pojęcia. Dopiero przyszłyśmy i musiałyśmy się z nimi minąć. – Pati wzruszyła
ramionami i spojrzała na koleżankę.
– Pewnie
poszli do sklepu czy coś.
– Dziwne,
że Rekinowska nie uprzedziła nas wcześniej.
– No,
dziwne, że to wszystko nie jest ukartowane. W końcu dzisiaj jest prima aprilis.
Roberta
ogarnął niepokój. Przypomniał sobie, że dokładnie siedemdziesiąt lat temu w
Hawaje uderzyło tsunami. Czy los stać na jeszcze jeden równie ponury żart?
Chłopak
wyrzucił z głowy te dziwne skojarzenie, po czym usiadł pod ścianą i wyjął
książkę. Historię Ziemi oraz rodzaje skał znał odkąd nauczył się czytać, ale
miał nadzieję, że przewertowanie stron pozwoli mu odciągnąć myśli do
przeczucia, że dzisiaj coś było nie tak.
Rozmowa
koleżanek nie pomagała.
– Ej, wiesz
może, dlaczego nie ma Kaśki? W ogóle mi nie odpisuje.
– Pisała mi
z godzinę temu, że jej mama źle się czuje i musi z nią zostać.
– Serio?
Moja siostra dzisiaj marudziła, że boli ją głowa albo coś. Ale ona na bank
udawała. No bo wiesz, ona zawsze robi z siebie ofiarę.
– Ta,
mówiłaś…
Nagle rozległ
się krzyk.
Robert
zerwał się z miejsca, a przyjaciółki skuliły się, wymieniając wystraszonym
spojrzeniem.
Dźwięk
doszedł ze schodów. Chłopak pognał tam, mając w głowie najgorsze scenariusze,
jednak to co zobaczył, kompletnie go zaskoczyło.
Sandra
stała na schodach, z trupiobladą twarzą przyglądając się upuszczonej puszce
piwa.
Robert
pokręcił głową, po czym ledwo powstrzymał się od śmiechu.
– Nie śmiej
się, to katastrofa! – Sandra tupała w miejscu, przypominając małą, wściekłą
dziewczynkę. – Chciałam desperadosika, ale nie było. Kupiłam lecha i patrz! To
kara od desperadosików!
– Lepiej to
wytrzyj, bo zaraz cała szkoła będzie śmierdzieć piwem.
– A co
powiem sprzątaczce?
Robert
wzruszył ramiona, zauważając u Sandry maślane oczka.
– Nie, ja
nie pójdę – odparł stanowczo.
Dziewczyna
westchnęła głęboko, po czym dała Robertowi swój plecak.
– Trzymaj,
trzeba wypić to nawarzone piwo.
– Chyba
rozlane…
Sandra
machnęła ręką i zeszła na parter.
– Co się
stało? – spytały jednocześnie przyjaciółki, ostrożnie wychylając się na klatkę
schodową.
– Sandra –
odparł chłopak, wskazując spienioną kałużę.
Dziewczyny
pokiwały głowami. To jedno słowo zwykle wyjaśniało siedemdziesiąt procent dziwnych
zdarzeń w szkole.
Po kilku
minutach Sandra uporała się z rozlanym piwem i usiadła obok Roberta.
– Nie
mogłam znaleźć sprzątaczki – wyżaliła się, szukając czegoś w plecaku.
– To skąd
wzięłaś mop?
– Leżał pod
ich kanciapką, to wzięłam. – Dziewczyna wyciągnęła zestaw do skręcania tytoniu.
Pati i
Paula zerknęły na Sandrę i szepnęły coś między sobą. Robertowi zaś zostało
tylko pokręcić głową.
– Może
lepiej się pouczysz?
– Umiem
wszystko.
Robert
posłał koleżance spojrzenie zarezerwowane dla siostry przyłapanej na kłamstwie.
– Serio,
uczyłam się! Nie wierzysz? Przepytaj mnie – odparła pewna siebie.
Chłopak z
dystansem podszedł do zapewnienia Sandry.
– No dobra…
w którym okresie nastąpiło największe Wielkie Wymieranie?
– Perm.
Końcówka permu.
– No
dobrze, a co sprawia, że jądro Ziemi jest nadal płynne?
–
Radioaktywne pierwiastki, na przykład uran, tor i potas. Daj coś trudniejszego.
–
Najgroźniejsze gazy cieplarniane?
– Metan i
para wodna. Coś trudniejszego!
– Gdzie
przeważa erozja fizyczna a gdzie chemiczna?
Sandra
skończyła robić drugiego skręta i na chwilę uciekła oczami w sufit.
– Fizyczna
w rejonach polarnych i zwrotniku, a chemiczna na równiku i w umiarkowanej.
Widzisz? Zdam na bank. Idziesz? – Sandra podała Robertowi papierosa.
– Przecież
wiesz, że nie palę.
– Wiem, ale
myślałam, że w końcu się skusisz.
Robert
pokręcił głową.
– Próbuj
dalej.
Sandra sięgnęła
do kieszeni, po czym zrobiła smutną minę.
– Nie
wierzę – westchnęła. – Zapomniałam kupić zapalniczkę.
– Pożycz od
kogoś.
– Nie no, i
tak miałam kupić. – Sandra wstała i wyjęła z plecaka portfel. – Chcesz coś?
– Nie,
dzięki.
Robert
odprowadził wzrokiem koleżankę, zdając sobie sprawę, że całkowicie zapomniał o
dręczących go ponurych myślach.
Wyciągnął
telefon i momentalnie subtelny uśmiech chłopaka zmienił się w pokerową twarz.
Nieodczytana
wiadomość od siostry.
Weronika
bardzo rzadko pisała do brata, a jeśli już, to naprawdę czegoś potrzebowała. Robert
szybko wyświetlił SMS’a, czując przyspieszone bicie serca.
„Przez
ciebie nie wzięłam kluczy, nie zaśnij przed 0.00”.
Troska
Roberta natychmiast zmieniła się we frustrację.
„MOŻE nie
zasnę” – odpisał, po czym wrócił do przeglądania książki, na poważnie
rozważając, czy wpuści siostrę do domu.
Po kilkunastu minutach rozbrzmiał dzwonek na przerwę i z sąsiednich sal zaczęli
wychodzić uczniowie. Robert zauważył, że nie tylko jego klasa była dziś
wyjątkowo nieliczna. Wydawało mu się, jakby w całej szkole nie pojawiła się
ponad połowa osób.
– Ej, dalej
nikt nie odpisał na grupie. – Pati pokazała Pauli telefon.
– Serio? To
się robi coraz dziwniejsze.
– Nawet
nikt nie wyświetlił.
– Sprawdź
na necie, może dzieje się coś poważnego.
– Staram
się, ale zamula.
Robert
chciał coś dodać, lecz wtedy zjawiła się zdyszana Sandra. Blada jak ściana
patrzyła na dziewczyny i Roberta, jakby nie wierząc, że tutaj byli.
– Co się
stało? – Chłopak wstał, czując, że tym razem to nie żarty.
– Musimy…
Nagle
rozległ się przeraźliwy krzyk.
Pati i
Paula znieruchomiały, a wychodzący z klas ludzie zamilkli.
Robert
odruchowo skierował się do źródła dźwięku. Parter. Coś działo się piętro niżej.
Zaraz potem
w całej szkole rozległ się wrzask.
– Co się
dzieje!? – Chłopak chwycił Sandrę za rękę.
Dziewczyna
w końcu odzyskała oddech i przerażonym wzrokiem spojrzała na kolegę.
– Musimy uciekać…
Wtedy na
piętrze zjawiła się kobieta. Cała ochlapana krwią wodziła dzikim wzrokiem po
przerażonych ludziach, poruszając szczęką, jakby coś przeżuwała.
Wszyscy
zmarli. Przecież to woźna!
Robert szeroko
otworzył oczy, nie będąc pewnym, czy to rzeczywistość. Pani Magda nigdy tak nie
robiła…
Na moment
zapadła głęboka cisza, przerywana upiornym mlaskaniem.
Po chwili zdającej
się być dla Roberta wiecznością, nauczyciel chemii zrobił krok w stronę kobiety.
– Co się
pani…
To był
śmiertelny błąd. Woźna skupiła się na nim i wydała z siebie nieludzki, pierwotny
okrzyk.
Kilka
sekund później mężczyzna leżał już na ziemi z przegryzioną szyją, a powietrze
przeszywały krzyki. Wszyscy ruszyli do drugiej klatki schodowej, biegnąc prosto
na Roberta.
Chłopak
ocknął się, gdy poczuł na ręce uścisk.
– Do klasy!
– Sandra wskazała uchylone za sobą drzwi.
Robert nie
dał się prosić.
Przepychając
się i starając nie zostać stratowanymi, nastolatkowie wpadli do sali obok i
szybko zamknęli wejście. Chłopak zauważył, że w zamku tkwił klucz. Przekręcił
go. Zaraz potem ktoś chwycił za klamkę.
Oboje cofnęli się, gdy rozległ
się przeraźliwy wrzask i wycie woźnej.
Nie, ona
nie była już człowiekiem.
Robert
poczuł nagle falę panicznego strachu. Co, jeśli nie byli tu sami?
Odruchowo
zacisnął pięści i szybko rozejrzał się po klasie. Puste ławki, otwarte zeszyty,
kilka plecaków, temat lekcji na tablicy i… Sandra. Dziewczyna stała obok
chłopaka, pustym wzrokiem wpatrując się w drzwi.
Robert z
ulgą stwierdził, że byli bezpieczni.
Na razie.
Cześć, hej i czołem. Wpadam nie wiadomo skąd, niewiadomo dlaczego, od tak po prostu, bo tytuł masz fajny, a fajne tytuły mnie przyciągają.
OdpowiedzUsuńSpróbuję napisać coś logicznego, ale nie obiecuję, że mi wyjdzie.
Ogólnie pomysł mi się podoba, fabułą mi się podoba, znaczy potwory, stwory nadprzyrodzone, to jest zdecydowanie to, co Violin lubi najbardziej. Kim, a raczej czym jest woźna? Pewnie jakimś morskim stworem. Pytanie, czy zawsze nim była, czy coś ją przemieniło. No i czy Robert i reszta dadzą radę wydostać się na wolność. I to żywi. A nie w kawałkach.
Jeśli chodzi o styl, to jeszcze jest trochę do popracowania. Niby akcja nie leci bardzo szybko, ale duża ilość dialogów daje takie wrażenie. Dodałabym trochę dodających napięcia opisów.
W każdym razie, czekam na rozwiązanie tajemniczego stwora.
Pozdrawiam
Violin
Dzięki za komentarz i wybacz, że dopiero teraz. Przez ostatnie miesiące nie miałem czasu, w sumie to miałem, ale nie miałem siły na pisanie. :P
UsuńCo do treści, to zgadłaś. Woźna jest stworem morskim.
Opisy to moja zmora, bo bardziej lubię pisać dialogi, ale postaram się o więcej niedialogów.
Pozdrawiam.
S.N.